Przed nami ostatnia część rowerowych opowieści- a wy macie jakieś swoje…?
Jeśli mnie pamięć nie myli, to było to 15 lipca. Miałam strasznego lenia i nie miałam ochoty wychodzić z domu, tak więc o godzinie piętnastej wciąż siedziałam w piżamie. Mama była cały dzień w pracy, a tata wrócił z Aniką do domu przed siedemnastą.
– Jemy obiad i jedziemy na rowery!- usłyszałam zaraz po tym jak w drzwiach wejściowych zobaczyłam rodzinkę.
„Błagam tylko nie to, tylko nie dzisiaj… nie chce mi się”- pomyślałam rozkładając się na kanapie.
– Vani, przebieraj się- rzucił tata.
– Eee, nie.. wiesz, ja zostanę w domu- powiedziałam od niechcenia.
– I co? Zostaniesz w domu i będziesz oglądać seriale na Netflix?
– Cóż…- wspominałam już, że mój tata chyba czyta w myślach? Właśnie to miałam zamiar robić!
– Zbieraj się, a ja idę przygotować rowery.
– Ale gdzie jedziemy?
– Do Strumienia, muszę wpłacić pieniądze i do sklepu.- „sklep” oto hasło wywoławcze.
– Sklepu?? Nawet nie wiesz jak bardzo mam ochotę na chrupeczki…!
– Zobaczę co da się zrobić.- bingo! Będą chrupki.
Strumień jest niedaleko, wystarczy przeprawić się przez ruchliwą dwupasmówkę, tzw. Wiślankę, a potem to już droga prosta. Po dotarciu do torów- w tym roku puszczono ze stacji Strumień weekendowe pociągi pasażerskie, wcześniej nic się tu nie zatrzymywało. Wracając, po dotarciu do torów stajemy przed wyborem, my pojechaliśmy w prawo, czyli w stronę rynku, ponieważ to tam stał wpłatomat. Na rynku stoi piękny rokokowy ratusz z 1628 roku- w tym roku jego elewacja przechodziła renowację. Poza ratuszem jest też posąg Matki Boskiej na słupie z 1866 roku, a po drodze mijaliśmy kościół św. Barbary wybudowany w latach 1789- 1793. To tylko część zabytków tego niewielkiego miasta, ma także dość ciekawą historię. Z tego co pamiętam, na lekcjach historii w podstawówce, pani nam opowiadała o powstańcach śląskich, którzy mieli swoją bazę właśnie w Strumieniu!
Mimo wszystko nie zabawiliśmy tam długo, bo zaraz ruszyliśmy w dalszą drogę. Jeździliśmy po gminie Strumień, przejeżdżając przez tory, pomiędzy domami oraz dwupasmówką. Cała droga to było jedno wielkie kółko- wyjechaliśmy z jednej strony Bąkowa, a wróciliśmy z drugiej.
– Tato, do domu już niedaleko, pamiętasz co mi obiecałeś?- tata się zaśmiał, a za chwilę w moim rowerze spoczywała paczka chrupek.
Od sklepu do domu dzieliły nas niecałe dwa kilometry. Po drodze mijaliśmy park roślin, szkolę oraz kościół- po chwili byliśmy w domu.
– Ile przejechaliśmy?
– Siedemnaście kilometrów.
– O super! To ja idę…- nie zdążyłam dokończyć, bo ktoś przerwał mi moją wypowiedź, sami zgadnijcie kto.
– Pałaszować chrupki i oglądać serial, dobrze. Tylko podziel się z siostrą!
– Okey- i już mnie nie było!
autor: Vanessa Wójciak